Nieboczowy
Razu pewnego zatrzymałam się w Nieboczowach, które jeszcze w latach 90-tych spełniały rolę oazy wyjazdów wakacyjnych dla (też małoletnich) letników okolic bliższych i dalszych. Pamiętam, że dla mnie były tym, czym Mekka dla Muzułmanina. Oczywiście chodzi o bycie tam, spanie w namiotach i to koniecznie "na dziko". Dziś wzięłabym pod wielką wątpliwość trafność takiego pomysłu, ale wtedy na te kilka nocy pod namiotem czekało się cały rok szkolny, a mózg nie przywykły do używania wyobraźni pozwalał jej buszować po synapsach.
Poniższe zdjęcia pochodzą już z 2017 r., gdyż wcześniej, kiedy tam koczowaliśmy w 1991 r. nikt z nas aparatu fotograficznego nie posiadał.
Ta obecna, jednodniowa wycieczka, należała do tych nostalgicznych już, ponieważ teraz miałam na celu tylko odnalezienie tego miejsca, w którym nocowaliśmy "na dziko" w '91.
Postawiliśmy tam sobie wtedy dwa namioty. Jak dziś jeszcze dobrze pamiętam, było nas tam siedmioro. Namioty oczywiście starego typu, takie, jak to w czasach komuny były dostępne: z klasycznym kształtem dwuspadowego tropiku.
Taki oto był widok z naszego pola namiotowo-koczowniczego na jeziorko.
Tego podestu tam wtedy nie było oczywiście.
No przecież, że kąpaliśmy się tam również (o zgrozo) "na dziko". Dziś, gdyby ktoś oferował mi kasę za wypłynięcie w tym miejscu na dmuchanym materacu choć dwa metry od brzegu - stuknęłabym mu palcem w czoło. A wtedy mieliśmy "aż" dwa materace. Na całą siódemkę oczywiście...
Podsumowanie takiego wyjazdu słowami "pięknie było"*) jest oczywiście ukoronowaniem przeżycia tam w ogóle.
To właśnie w tym miejscu w 1991 r. od 1. do 5. lipca leżeliśmy sobie przed namiotem. Tak mniej więcej wyglądał przeciwległy brzeg, obok leżał magnetofon kasetowy, z którego namiętnie**) płynęły niezapomniane dźwięki koncertu w Chinach Jean-Michel Jarre'a, jakiś Equinoxe 4 i Oxygene...
https://www.youtube.com/watch?v=fpWNimba344
Zlokalizowanie tamtych ścieżek to jak odkurzenie śmieci pod gumoleum. Łazi się po takim dekady, a jednak zwycięża ciekawość co to tak kłuje w stopę. Jednym słowem: trzabyło mi to odkurzyć.
Gdzieś w pamięci był fakt, że przecież przedzieraliśmy się którędyś do sklepu. Dobrze było zatem zlokalizować sklep - to się jeszcze udało, bo jeszcze stały opuszczone mury tegoż. Przez ostatnie lata kilka razy to jednak lokalizowałam.
Aż pewnego razu, once upon a time, rozpoznałam okolicę. W sumie to okazało się, że często zatrzymywałam się w zasadzie tuż obok, nie umiejąc tego skopiować na obrazy pozostałe w mózgu, a tu trzabyło tylko zrobić krok wyżej na groblę. Jeden mały krok dla ludzkości.
Nagle nastąpiła lekka zmiana horyzontu i całość się nałożyła. Wiadomo, że okres trzydziestu lat zmienia okolice, ale pewne podobieństwa pozostają. I to właśnie było to miejsce.
Dobre to jest uczucie, kiedy po trzydziestu latach odnajduje się dawne ścieżki trochę zmodyfikowane ale ciekawsze głębiej.
Jedno z ostatnich zdjęć kościoła w Nieboczowach.
Wspominam ten kościół bardzo miło, ze względu na wykonywane ćwiczenia organowe mojej koleżanki z liceum.
*) słowa "pięknie było" są bardzo często powtarzane przez ludzi, którzy poza dzieciństwem na dziko nie przeżyli już nic innego na dziko.
**) namiętnie, bo nie było innej kasety.












Melancholijnie i uroczo. Tez mam takie miejsca. Pozdrawiam serdecznie! 💓
OdpowiedzUsuń